Wpisy z tagiem "Droga Krzyżowa":
Św. Piotra Aleksandryjskiego, Biskupa i Męczennika i św. Leonarda, z Portu-Maurycyi
Żyli około roku Pańskiego 310 i 1751.
(Żywot Świętego Piotra wyjęty jest z Brewiarza Rzymskiego, Świętego Leonarda z procesu jego beatyfikacyi.)
Święty Piotr Biskup Aleksandryjski, zasiadał na téj stolicy w drugiéj połowie trzeciego wieku. Wysoką świątobliwością swoją i nauką wsławił się nietylko w Egipcie, którego miasto Aleksandrya była wtedy stolicą, lecz i w całym Kościele Bożym. Ciężkiego doznał, w obronie wiary świętéj od cesarza Maksymiana Gabra, prześladowania, a mężnie przy obronie praw Kościoła stojąc, przez to i wiernych swojéj pieczy powierzonych w wierze świętéj utwierdzał. Onto pierwszy wykrywszy bezbożne błędy kacerza Aryusza, który był Dyakonem w jego Dyecezyi, od społeczeństwa wiernych odłączyć go kazał. Po dwunastu latach biskupstwa, na którém ciągle musiał walczyć z błędami różnych powstających podówczas kacerstw i znosić coraz groźniejsze prześladowanie od cesarza, nareszcie uwięziony został i na śmierć Skazanym przez tegoż Maksymiana.
W wigilią śmierci, przyszli odwiedzić go w więzieniu Achyllas i Aleksander, kapłani, i wstawiali się za Aryuszem, prosząc aby go do jedności Kościoła przywrócił, i odwołał klątwę na niego rzuconą. Lecz Święty, któremu Pan Bóg objawił był że kacerz ten nie nawróci się i że błędami swojemi wielką zada Kościołowi klęskę, uczynić tego nie chciał i rzekł do nich. „Dzisiejszéj nocy, okazał mi się Pan Jezus, mający na Sobie białą szatę na wpół przedartą; a gdym Go pytał? coby to znaczyło, odrzekł mi: Tak oto Aryusz, Kościół święty, który jest szatą Moją, kacerstwem swojém rozedrze.” Ta smutna przepowiednia świętego Piotra sprawdziła się, równie jak i ta, przez którą dwom tym kapłanom przybyłym wtedy do niego, zapowiedział że jeden po drugim na Biskupstwo Aleksandryiskie wyniesieni zostaną. Poniósł śmierć męczeńską przez ścięcie mieczem, dnia 26 Listopada roku Pańskiego 310.
· · ·
Święty Leonard którego także w dniu dzisiejszym obchodzi się pamiątka, był rodem z miasta nadmorskiego Porto-Maurycio w północnych Włoszech położonego. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1676. Ojciec jego Dominik Kazanowa, był właścicielem małego okręciku, a wielkiéj świątobliwości człowiekiem, który tak pobożnie dzieci swoje wychował, że z czterech jego synów, trzech wstąpiło do Zakonu Braci-mniejszych, a jedyna córka została Klaryską w Siennie. Lecz na świętym to Leonardzie szczególnie objawiały się owoce bogobojnego wychowania jakie w domu odebrał. Małym chłopaczkiem będąc, nietylko sam z największém upodobaniem różne ćwiczenia pobożne odprawiał, lecz i rówienników swoich do tego zachęcał. Zgromadzał ich w kaplicy Matki Boskiéj za miastem będącéj, i tam w przemowach jakie do nich miewał, zachęcał ich do czci przenajświętszéj Panny i Różaniec z niemi prawie codzień odmawiał.
Oddany do szkół, zadziwiający w naukach uczynił postęp, a coraz większy w cnotach. Gdy już przeszedł niższe klasy, stryj jego mieszkający w Rzymie, zawezwał go do tego miasta, i tam w najpierwszym zakładzie naukowym ukończył Leonard wyższe kursa, a taką zajaśniał obyczajów skromnością że go drugim Aloizym Gonzagą przezywano. Już podówczas powziął zwyczaj każdego wieczora tak się obrachowywać z sumieniem, jakby tejże nocy miał umrzeć, i skoro mu ono cośkolwiek wyrzucało, szedł do spowiedzi.
Miał lat dwadzieścia jeden, kiedy postanowił świat opuścić i wstąpić do Zakonu. Gdy wahał się któremu dać pierwszeństwo, zdarzyło się że wszedł wieczorem do kościoła świętego Bonawentury, przy którym był klasztór Braci Mniejszych Reformatów z całą ścisłością pierwotną Regułę świętego Franciszka Serafickiego zachowujących. Wtedy zakonnicy w chórze odmawiali Kompletę, a powaga i pobożność z jaką te pacierze odprawiali, skłoniły świętego Leonarda aby do tego klasztoru wstąpił. Przyjętym został, i od chwili w któréj przywdział habit świętego Patryarchy Assyzkiego, ciągle już tylko coraz wyżéj na drodze doskonałości postępował. Największa w zachowaniu wszystkich przepisów Reguły pilność, nadzwyczajny dar modlitwy, gorąca Jezusa i Maryi miłość, nieustanne umartwienie ciała, niezmordowana w usługach bliźniemu uczynność, zaparcie się i posłuszeństwo granie niemające, oto były cnoty które go uczyniły wzorem najwyższéj świątobliwości.
Takim był już święty Leonard,kiedy po ukończeniu nauk Teologicznych wyświęcony został na kapłana. Od téj pory szczególnie, rozbudziła się w sercu jego najwyższa o zbawienie bliźnich gorliwość. Takową powodowany, po kilkakroć najusilniéj domagał się u przełożonych aby go wysłano na Missyą pomiędzy pogany, gdzieby roznosząc światło Ewangelii, śmierć męczeńską mógł ponieść. Lecz że go Pan Bóg przeznaczał na Apostoła kraju własnego, przełożeni nie wysłali go do niewiernych, lecz przeznaczyli na Misyonarza we Włoszech.
Odbywał więc Missye przenosząc się z miasta do miasta, ze wsi do wioski, zawsze pieszo, boso i o żebranym chlebie, nigdzie żadnego za prace swoje nieprzyjmując wynagrodzenia. Obywał się zaś bez żadnego towarzysza: sam miewał kazania, dzieci do pierwszéj spowiedzi i Komunii sposobił, nabożeństwu przewodniczył, spowiadał, co mu często pół nocy zabierało. Ledwie jednę Missyą skończył wnet na drugą się udawał, gdyż widząc nadzwyczajne tego pożytki, każdy z Biskupów pragnął aby w tym celu ten wielki Apostoł przybył i do jego Dyecezyi. Gdy w jakiém miejscu dłużéj zabawił, przytrafiało się że około stu tysięcy miewał słuchaczów. Wtedy urządzano mu kazalnicę na polach, a Pan Bóg przytém taki cud czynił, że zarówno ci którzy obok niego stali, jak i ci którzy niezmiernie byli daleko (gdyż tłumy ludu przeszło wiorstę się ciągnęły) słyszeli go najdoskonaléj.
Po pięciu latach niezmordowanej na takowych Missyach pracy, ciężko zapadł na piersi. Krew z płuc wyrzucał, wychudł jak szkielet, a lekarze zawyrokowali iż jest w ostatnim stopniu suchot, i ledwie mu parę tygodni życia obiecywali. Wtedy objawiła się mu przenajświętsza Marya Panna, uzdrowiła go cudownie, i odtąd jeszcze lat czterdzieści tenże rodzaj życia prowadził.
Lecz gdy się tak dla dobra dusz bliźnich na świecie żyjących poświęcał i braciom swoim zakonnym starał się przychodzić w pomoc. Widząc pomiędzy niemi wielu powołanych do życia jak najbardziéj odosobnionego, a i sam do niego zawsze wzdychając, skorzystał ze szczególnych względów jakie miał u Kozmy III-go panującego w Toskanii, i założył w tém księstwie w miejscu bardzo odosobnioném gdzie sam corocznie odprawiał długie rekolekcye, klasztor. W nim umieścił kilkunastu zakonników, którzy tam według ustaw przez niego ułożonych, a przez Papieża Klemensa XI-o zatwierdzonych, jakby na puszczy, w pokucie i bogomyślności Pana Boga chwalili. Sam jednak, rzadko kiedy mógł tam mieszkać, ciągle bowiem z missyi na missye się udawał, a najwięcéj przebywał w Rzymie, gdzie najobfitsze apostolstwa jego, do ostatnich czasów przetrwały ślady. Pozakładał tam różne pobożne stowarzyszenia i Bractwa. Najserdeczniejsze do Matki Bożéj nabożeństwo, którém od dzieciństwa był przejęty, w każdego pragnął przelać. Nie było kazania w którémby o niém nie wspominał, a wszystkie łaski jakie i sam odbierał i które w tak wielkiéj obfitości przez swoje prace apostolskie sprowadzał na drugich, Maryi przypisywał. Często z kazalnicy słyszano go mówiącego: „Kiedy przebiegam pamięcią wszystkie łaski jakie przez przenajświętszą Maryą w życiu mojém odebrałem, myślę sobie, że tak jak pewne kościoły, w których są cudowne obrazy Maryi, mają ściany pokryte wotami świadczącemi o łaskach jakie ludzie za Jéj pośrednictwem od Boga otrzymali, tak ja cały obwieszony być powinienem, takiemiż wotami: bo żadnéj łaski nie otrzymałem inaczéj, jak przez ręce Maryi. I jeśli zbawienia dostąpię, jedną z największych moich radości w Niebie, będzie myśleć i powtarzać przez całą wieczność, że i to Maryi winienem.” Miał zwyczaj za każdém uderzeniem godziny pozdrawiać tę swoję Matkę niebieską, i wszystkim to zalecał. Usypiając brał w rękę Jéj medalik, i za każdém ocknięciem się, całował go pobożnie.
Przedmiotem jego pobożnych rozmyślań, była najczęściéj Męka Pańska, a w niéj głównie szczegóły zaszłe w bolesnéj drodze Pana Jezusa, kiedy Go na Kalwaryą wiedziono. Uważał że kazania jego o tém najzbawienniejsze na słuchaczach wywierały skutki. Ułożył więc nabożeństwo, dziś już bardzo pomiędzy pobożnemi duszami upowszechnione, i wielkiemi nadane przez Stolicę Apostolską, odpustami, tak nazwane nabożeństwem Drogi Krzyżowéj. Zaprowadził je najprzód w Rzymie, w ogromnéj wielkości gmachu zwanym Kolizeum, uświęconym krwią wielu tysięcy Męczenników, za czasów prześladowania chrześcijan, podczas igrzysk ludowych na tém miejscu zamordowanych. Tam zbierał święty Leonard wielką liczbę słuchaczów miewał do nich kazania w których brał za główny przedmiot szczegóły ostatnich chwil Pana Jezusa, i potém odprawiał z nimi Drogę Krzyżową. Benedykt XIV, podówczas na stolicy Apostolskiéj zasiadający, wielki tego męża Bożego wielbiciel, nabożeństwo to licznemi obdarzył odpustami. Tenże Papież, na żądanie świętego Leonarda, dla rozbudzenia nabożeństwa do pamiątki śmierci Pana Jezusa, nakazał aby po wszystkich kościołach, każdego piątku o trzeciéj godzinie po południu, w któréj Pan Jezus konał, dawano znak dzwonem, a za odmówienie wtedy trzech Ojcze nasz, i trzech zdrowaś Marya, na cześć krzyżowej śmierci Zbawiciela, odpust nadał.
Od świętego to Leonarda także, powstał zwyczaj najprzód w całych Włoszech upowszechniony, nieustającéj czci przenajświętszego Sakramentu, i on pierwszy w kilku większych miastach we Włoszech, Bractwa w tym celu pozakładał.
Odbywał według zwyczaju swego Missyą w Bononii, na którą wysłał go był Benedykt XIV, kiedy w lekką zapadłszy chorobę, pośpieszył z powrotem do Rzymu, gdyż przyrzekł dawno Papieżowi, że w tém mieście umrze. Jakoż skoro wrócił do swojego klasztoru świętego Bonawentury, zachorował śmiertelnie, a po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych i rzewnéj a budującej do braci przemowie, poszedł po nagrodę zgotowaną mu w Niebie dnia 26 Listopada, roku Pańskiego 1741. Papież Pius IX w poczet Świętych go zapisał.
Pożytek duchowny
Zdaniem jestto powszechném, przez mistrzów życia wewnętrznego i największych Świętych przyjętém, że najzbawienniejszém z ćwiczeń pobożnych, jest rozmyślanie Męki Pańskiéj. Do tegoto właśnie rodzaju, należy nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Staraj się z niém obeznać przez książeczki na to umyślnie sporządzone, i takowe przynajmniéj w Piątki wielkopostne odprawiaj.
Modlitwa (Kościelna)
Boże któryś dla skruszenia serc upartych grzeszników przez głoszenie Ewangelii, błogosławionego Leonarda Wyznawcę Twego przedziwną świątobliwością i wielką mocą wymowy obdarzył, spraw prosimy, gdy sami dla zatwardziałości serc naszych do doskonałéj skruchy pobudzić się nie możemy, abyśmy tego za jego prośbami i zasługami dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1019–1022.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 941–942
Przytaczamy tu wyjątek z kazania świętego Leonarda o wieczności:
„Jest artykułem wiary, że wszystkie dusze, jakie Bóg stworzył od tysięcy lat, żyją po dziś dzień i są nieśmiertelne; jest to artykuł wiary, że i ja i wy po 10, 20 i 100 tysiącach lat jeszcze żyć będziecie. Ale gdzież będziemy? W domu wieczności. Mędrzec Pański mówi: «Człowiek pójdzie do domu wieczności!» Wieczność jest owym niezmiernym krajem, do którego wchodzi człowiek, gdy pożegna się z tym światem. Dla tych, którzy umarli w grzechu, jest ona krajem wiekuistej kary”.
„Wpatrzcie się teraz w wieczność, jeśli się na to odważycie. Nazwać ją można «nigdy», które ustawicznie się zaczyna, i «zawsze», które się nigdy nie kończy. Nie mamy na to miary. Odciągnijmy coś od jakiej ilości, a zmniejszy się, dodajmy coś do niej, a zwiększy się. Jeśli odciągniecie od wieczności sto tysięcy lat, nie zmniejszy się ona ani na jotę, dodajcie do niej milion wieków, nie przedłuży się ani o jedną mi nutę. Wieczność jest nieruchoma, niezmienna, nie może się powiększyć lub zmniejszyć”.
„Pójdźcie ze mną do pustyń Egiptu i Palestyny. Dotrzyjcie do strasznych ustroni tych pustyń, patrzcie ze mną na zamkniętego w jednej jaskini Hilariona, w drugiej Makariusza, obok niego Pachomiusza, tu Pawła, ówdzie Hieronima. Idźcie w góry, oglądajcie w tej jamie Marię Egipcjankę, w drugiej Taidę, tu Pelagię, ówdzie Teodorę. Pytajcie te pokutnice, pytajcie świętych pustelników, kto ich zawiódł do tych pustyń, kto ich przyodział w te habity, kto ich pogrzebał w tych jamach, kto ich zmusił prowadzić żywot tak anielski i używać tak dobrze czasu? Odpowiedzą wam z Dawidem: «Miałem na pamięci dni dawne, a na myśli lata wieczności». O wieczności, która masz moc grzebania żywych, czy nie masz mocy wskrzeszenia umarłych, owych umarłych, którzy obumarli dla łaski?”
„Jest wieczność, istnieje wieczność! Wobec tej wieczności śmiejecie się, żartujecie i prowadzicie życie lekkomyślne z dnia na dzień? Jest wieczność, a wobec tej wieczności bawicie się wszeteczeństwem, grą i swawolną rozrywką? Jest wieczność, a wobec tej wieczności zioniecie przekleństwami i bluźnierstwem, tchniecie nienawiścią, kalacie duszę nieczystymi myślami, brudnymi żądzami, złymi uczynkami i obrazą Boską?”
Św. Maryanny Franciszki, od Pięciu Ran Chrystusowych, Tercyarki Zakonu św. Franciszka Serafickiego
Żyła około roku Pańskiego 1791.
(Żywot jéj był napinany przez ojca Bernanda Lawiozę C. R. S.)
Święta Maryanna Franciszka, urodziła się w Neapolu roku Pańskiego 1715. Ojciec jéj nazwiskiem Gallo był szmuklerzem. Matka Barbara, kobieta bardzo pobożna, gdy ją już w łonie nosiła, doznawała przed samém swojém rozwiązaniem różnych niepokojów, któremi ją zły duch trapił. Dla zasięgnienia rady, udała się była pewnego razu do świętego Jana Józefa od Krzyża z zakonu Braci Mniejszych, podówczas żyjącego. Ten uspokoił ją, i polecił aby miała szczególne staranie nad dziecięciem które ma wydać na świat, gdyż będzie to wielka Święta. Takąż samę przepowiednię powtórzył jéj i święty Franciszék Dżyrolamo Jezuita, w Neapolu wtedy będący. Maryanna Franciszka, przed przyjściem nawet na świat, już objawiała dowody że się ci słudzy Boscy nie mylą. Matka jéj z powodu stanu brzemiennego siedząc słuchała Mszy świętej: lecz gdy nadchodziło podniesienie, dziecię w jéj łonie będące tak się miotało, że musiała klękać i w téj postawie pozostawać aż do spożycia Komunii przez Kapłana. Cierpienia Barbary w przybliżającéj się chwili wydania dziecięcia na świat, zapowiadały najniebezpieczniejszy poród. Wtedy uklękła ona przed wizerunkiem Matki Bożej łaskawéj, i wydała na świat dziecię bez najmniejszych boleści bez żadnéj pomocy a najszczęśliwiej. Przybyła już potém akuszerka, ujrzała niemowlę owinięte w lekką oponę, podobną do habitu, i rzekła do matki: „Patrz, jakąś piękną zakonniczkę wydała na świat.” Barbara nie była w stanie karmić ją sama; mamki dobrać nie mogli i dziecię wyniszczało jak szkielecik, a według zdania lekarzy miało wkrótce umrzeć. Wtedy matka wzięła je na ręce, i przycisnąwszy do piersi obraz przenajświętszéj Panny rzekła: „Maryo! cóż Ci trudnego dać piersiom tym pokarm dla mego dziecięcia” i od téj chwili piersi jéj nabrały pokarmu, i sama córeczkę wykarmiła.
Święta Maryanna Franciszka, od czwartego roku życia okazywała dowody szczególnéj pobożności, i od téj pory już objawiał się jéj Anioł-Stróż i po drodze doskonałości ją prowadził. Wtedy także odbyła pierwszą spowiedź, przy któréj zdziwiony został kapłan, że w tak małéj dziecinie znalazł nadzwyczajnie głębokie pojęcie najwyższych tajemnic wiary świętéj. Jednak dopiéro w siódmym roku dozwolił jej przyjąć pierwszą Komunią świętą, po któréj wpadła była jakby w rodzaj zachwycenia, a twarz jej tak pałała od wewnętrznego ognia miłości Boga, że osoby temu przytomne czuły ciepło od niéj wychodzące. Odtąd téż z zezwoleniem światłego i świątobliwego spowiednika, już codziennie przystępowała do stołu Pańskiego.
Skoro trochę podrosło, ojciec użył ją zaraz do swoich robót szmuklerskich, a widząc że wiele czasu trawiła na modlitwie i codzień chodziła do kościoła dla przyjmowania Komunii świętéj, wyznaczał jéj większą jeszcze niż innym dzieciom robotę, gdyż byłto człowiek i popędliwy i bardzo chciwy zysku. Franciszka nie tylko wykonywała zawsze, i to najdoskonaléj, wyznaczoną jéj robotę lecz nawet od innych kończyła, gdyż jéj w tém, jak się potém okazało, Anioł Stróż dopomagał.
Miała lat szesnaście, kiedy wysokie cnoty z których znaną była powszechnie i nader powabna uroda, skłoniły pewnego bardzo bogatego młodzieńca aby prosił o jéj rękę. Gallo uszczęśliwiony z tak świetnego związku, gdy dowiedział się od Franciszki że postanowiła poślubić na zawsze swoje dziewictwo Panu Jezusowi i wstąpić do trzeciego zakonu świętego Franciszka Serafickiego, wszelkich używał środków aby ją odwieść od tych zamiarów. Przychodziło do tego że ją po dni kilka więził w osobnéj izbie, morzył głodem, a nareszcie uniesiony gniewem, zbił tak okrutnie, że mu ją matka całą poranioną z rąk ledwo wyrwała. Święta zniosła to wszystko w największéj pokorze, i w końcu stałością swoją wymogła na ojcu pozwolenie zostania Tercyarką.
Od kolebki mając najserdeczniejsza do Maki Bożéj nabożeństwo, w dniu Niepokalanego Poczęcia przyjęła habit tercyarski. Spełniając w całéj ścisłości przepisane téj Reguły obowiązki, a przydając do nich nadzwyczajne dobrowolne umartwienia ciała, w początku mieszkała w domu rodzicielskim. Lecz po śmierci matki, gdy ojciec jéj przebrał wszelką miarę w nieludzkiém z nią obchodzeniu się, za poradą przewodnika duchownego, pojęła sobie ubogie mieszkanie osobno, i w niém z drugą pobożną tercyarką osiadła. Odtąd już oddawała się swobodniej bogomyślności i pokucie tak ostréj że jéj w tm mało który z największych pokutników wyrównał, a może nikt nie przewyższył. W miarę zaś tego, obdarzał ją Pan Bóg i najwyższemi łaskami i najcudowniejszemi darami nadprzyrodzonemi, nieszczędząc przytém tych krzyżów, jakiemi najwybrańsze dusze uświęca.
Od téj pory już przez całe życie codzień pościła o chlebie i wodzie, niejadając więcéj jak dwie uncye na dzień, a i to zwykle piołunem posypywała. Sypiała na gołéj ziemi, najdłużéj dwie godziny; włosiennicę nosiła tak ostrą że gdy raz pewnego zachorowała ciężko trzeba było ją zająć, siostra która jéj tę usługę oddawała, musiała całe jéj ciało zwilżać gdyż włosiennica przywarła jakby wrośnięta wrany, jakie ostrością swoją zadała. Obok tak umartwionego życia, i prawie ciągłych a dolegliwych chorób nie folgowała sobie i w pracy. Z téj nietylko siebie i kilka sióstr tercyarek musiała utrzymywać, ale nawet i własną rodzinę; gdyż ojciec zawsze dla niéj najniechętniejszy, domagał się tego od niéj koniecznie. W pokorze była także niezrównaną: posądzona przez złośliwe osoby o nierządne życie, a przez pewną niegodziwą kobietę oskarżona nawet o to przed Biskupem i przed jego Trybunałem z tego powodu stawiona, wszytko to znosiła nietylko pokornie, lecz z weselem nawet, ciężkie obelgi ztąd doznawane ofiarując Panu Jezusowi. Głównym zaś sprawcom doznanych ztąd zniewag, wielkie łaski modlitwami swemi powypraszała.
Cnotę czystości, którą od Chrztu świętego zachowała niepokalana, raczył w niéj Pan Bóg szczególnymi darami uświetnić. Doświadczano powszechnie, że sam jéj widok przyskramiał w drugich najsprośniejsze żądze. Pewien zacny kapłan, dręczony bywał tego rodzaju ciężkiemi pokusami, które pomimo bardzo umartwionego życia jakie prowadził i unikania wszelkich okazyi, nie odstępowały go wcale. Poradzono mu aby się udał do świętéj Franciszki. Po krótkiéj z nią rozmowie i wspólnéj modlitwie, od téjże chwili na całe życie od tego rodzaju nagabań został uwolniony. Razu pewnego, na samotnéj ulicy, o świcie, gdy Franciszka szła do kościoła, pewien rozpustnik napadł na nią, chcąc ją znieważyć. Franciszka widząc się w jego ręku bez żadnego ludzkiego ratunku, wezwała głośno Maryi na pomoc. W téjże chwili napastnik stanął jakby skamieniały, niemogąc się ani kroku poruszyć, ani ręką władnąć. Przerażony tym cudem, prosił Franciszki wchodzącéj do kościoła, aby się za niego pomodliła, co gdy Święta uczyniła, odzyskał zaraz władzę i w tymże kościele z całego życia spowiedź z wielką skruchą odbył. Lecz większym jeszcze cudem a raczéj dłuższym, raczył Pan Bóg strzedz od podobnych zniewag tę swoję wielką służebnicę. Gdy bowiem po tém zdarzeniu wracała Franciszka z kościoła do domu, znalazł się przy niéj ogromnéj wielkości brytan, który byle kto z mężczyzn zbliżył się do niéj, warczeniem go swém odstraszał. Towarzyszył on zawsze i wszędzie Franciszce przez lat kilkanaście ile razy wychodziła z domu, a nigdy dowiedzieć się nie można było czyj on był i gdzie się żywił.
Odkąd nasza Święta przyszła do rozumu, ulubioném jéj nabożeństwem było odbywanie drogi krzyżowéj. Przez to zatapianie się całém sercem w tajemnicach męki Pańskiéj, przypuszczał ją Pan Jezus do tak ścisłego zjednoczenia się z cierpieniami swemi, że w każdy piątek z kolei odbijała się na niéj widocznie jedna z tych tajemnic którą wtenczas szczególniéj rozmyślała; tak dalece że kapłani i inne osoby, które z polecenia Biskupa przypatrywały się temu, widziały ją wtedy w takim stanie jakby którą z tajemnic Męki Pańskiéj sama przebywała. Miała nawet cudownie wyryte na rękach i nogach blizny Chrystusa Pana; lecz uprosiła sobie u Pana Boga, aby te znamiona pozostawiły jéj cierpienia na zawsze, a znikły przed oczyma ludzkiemi.
Prócz tego, mało o jakich łaskach nadzwyczajnych czytamy w żywotach innych Świętych, którychby i Franciszka nie otrzymała. Nie było prawie dnia, żeby się jéj Anioł Stróż nie objawił. Gdy w cięższe zapadła choroby, święty Rafuł Archanioł przybywał do niej widzialnie, leczył jéj rany, i na rozkaz Matki Boskiéj kilka razy ją uzdrowił gdy już była konająca. Często w objawieniach rozmawiała z Panem Jezusem i z przenajświętszą Panną; w jedném z takowych, Pan Jezus zaślubił ją sobie jako oblubienicę wybraną, i okazał tron w Niebie zgotowany dla niéj wśród chóru Męczenników i Dziewic. Modlitwom jéj nigdy nic nie odmawiał. Wielka liczba dusz z czysca za jéj wstawieniem wyzwolonych, objawiła w jasności niebieskiej, dziękując za pomoc jaką im przyniosła. A jakże wiele i z samego piekła wybawiła, które tu jeszcze i za życia modlitwami swojemi wyrwała ze strasznych grzechów w jakich oddawna leżały.
Posiadała także dar przenikania tajników serc ludzkich. Jedném rzuceniem spojrzenia na osoby przychodzące zasięgnąć jéj rady, rozróżniała obłudę od prowdziwéj świętości. A także duchem prorockim przepowiedziała mieszkańcom Neapolu, na kilka lat przedtém, straszne morowe powietrze jakie dotknęło to miasto.
Lecz jedna z najcudowniejszych łask udzielonych jéj przez Boga, była ta, jaka się wydarzyła przy kilku Mszach świętych, w czasie których miała do Komunii świętéj przystępować. Zdarzało się bowiem, że gdy Franciszka spragniona co prędzéj przyjąć swego Boga, po konsekracyi przez kapłana uczynionéj pragnieniem tém gorzała coraz więcéj, wtedy komunikant dla niéj przygotowany znikał przed księdzem, a Franciszka go przyjmowała. Co większa: wielkiéj świątobliwości ksiądz Ksawery Bianki, zauważał, że wtedy nawet znaczna część Krwi przenajświętszéj ubywała z kielicha. Razu nawet pewnego ujrzał że mało co jéj zostało, i powiedział o tém Franciszce, która mu na to nieco zmieszana odrzekła: „Mój ojcze, gdyby nie to że święty Michał Archanioł ostrzegł mnie że do całości Ofiary potrzebna Krew przenajświętsza byłabym ją wszystką wypiła.” Z czego wnosić można, że tenże Michał Archanioł, niekiedy sam Komunikant, a niekiedy i Krew przenajświętszą jéj udzielał.
Nakoniec zbliżała się chwila, w któréj już tę wielką służebnicę Swoję miał Bóg powołać do Siebie. Przez całe prawie życie cierpiąca, zapadła wreszcie w śmiertelną chorobę, wśród któréj i niebezpieczną i bardzo bolesną, z niezachwianą cierpliwością odbywała operacyą. Po niéj żyła jeszcze kilka miesięcy, lecz w najsroższych cierpieniach, za które dziękowała ciągle Bogu, a gdy się bardzo boleści wzmogły spokojnie wzywała Maryi. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych wpadła w swój zwykły sposób rozmyślania Męki Pańskiéj, i widać było po niéj jak przebywała wszystkie jéj tajemnice, w sposób jeszcze widoczniejszy niż kiedykolwiek. Gdy przyszła do chwili opuszczenia Pana Jezusa na krzyżu, z ciężkiém westchnieniem odezwała się do spowiednika przy niéj obecnego: „Ojcze wspomagaj mnie bo ciężko.” Kiedy ukończyła tę swoję drogę krzyżową, orzeźwiła się nieco 1 ucieszona widzeniem Matki Boskiéj którą witała temi słowy: „oto Matka moja wychodzi na moje spotkanie”, przyciskając krzyż do ust oddała Bogu ducha 6 Października roku Pańskiego 1791. Miała lat siedemdziesiąt siedem. Papież Pius IX w poczet Świętych ją wpisał.
Pożytek duchowny
Gdyby święta Franciszka żyła była w wiekach niezachwianéj a powszechnéj w ludach wiary, byłaby tak wiele zrobiła dobrego na świecie wpływem swoim, jak to czyniły Katarzyny Seneńskie, Kolety i im podobne. Niewiara, która za jéj czasów już się szerzyła, a za naszych rozpowszechniła się jeszcze bardziéj, jest powodem że Święci Pańscy jakby nieznani i wcale niedocenieni żyją i umierają w tych wiekach ostatnich. Módl się gorąco aby ludzie powolniejszymi się stali przykładom i naukom Świętych, bo na to ich Pan Bóg daje Kościołowi swojemu i w każdych czasach zsyła.
Modlitwa (Kościelna)
Jezu Chryste Panie nasz! któryś błogosławioną Maryannę Franciszkę dziewicę, pomiędzy innemi darami w jej wzgardzie świata przedziwną uczynił; za jéj zasługami i pośrednictwem, spraw prosimy, abyśmy wszystkiém co ziemskie jest wzgardziwszy, o Niebo tylko starali się. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 955–958.
